
Wczorajszy dzień 5 luty zakończył się optymistycznie. Popołudniowe ćwiczenia i wizyta prof. Greulicha, który znacznie “odchudził” opatrunek na nodze i wyjął jeden dren z kolana, a następnie zgiął nogę do prawie 90 stopni nastrajały nas optymizmem.
Jednak dziś zrobiliśmy mały krok wstecz. Od rana Julce towarzyszył olbrzymi ból w kolanie w okolicach rzepki. Ból z każdą chwilą narastał, Julka określiła go na 9,5 w 10 stopniowej skali bólu. Pojawiły się łzy, bezradność i obawa czy aby coś się nie uszkodziło, czy tempo ćwiczeń nie było za duże. Środki przeciwbólowe podawane doustnie, nie działały tak szybko jak “pain killer” w strzykawce.
Julka cierpiała niemiłosiernie, a my nie mogliśmy w żaden sposób jej pomóc. Każde poruszenie i dotknięcie nogi kończyło się wielkim cierpieniem i morzem łez. Uwierzcie mi, takiego bólu i zwątpienia jak dziś Julka nie miała od początku choroby. Lekarze i pielęgniarki też byli poruszeni jej cierpieniem, jednak nic oprócz podania leków nie mogli zrobić. Popołudniowy sen przyniósł lekkie ukojenie, ból trochę ustąpił, a wizyta prof. Wirtha uświadomiła nam/Julce, że absolutnie nie ma mowy o zwiększaniu tempa ćwiczeń, że wszystko musi odbywać się powoli, bez zbędnego ryzyka.
Niestety wieczorem ból i cierpienie wróciło ze zdwojoną siłą. Propozycja zmiany ułożenia nogi, jako środka pomocniczego dla tabletek przeciwbólowych, jaką z Piotrkiem złożyliśmy Julce, została przez nią w całości odrzucona.
Kiedy sytuacja wydawała się beznadziejna a nasza bezradność osiągała zenitu, do pokoju wszedł prof. Greulich. Dowiedział się o dzisiejszych problemach i przyjechał do szpitala, po czym złapał nogę podniósł do góry, przełożył poduszkę pod łydkę zmieniając nieco ułożenie nogi i stał się cud ból ustąpił, humor Julce wrócił i łzy zmieniły się w uśmiech.
Dzisiejszy dzień, pełen bólu, łez, cierpienia i frustracji pokazała nam jak długa droga prowadzi do wyzdrowienia. Ile jeszcze takich dni przed nami/Julką ?
4 Komentarzy