No i byliśmy w Stuttgarcie. Wyjechaliśmy 16 grudnia nad ranem i o godz. 11.30 zameldowaliśmy się w klinice. Trzeba było dopełnić formalności przed konsultacjami z niemieckimi lekarzami. Trochę zamieszania, lekkie zdziwienie kilku osób, trochę biegania po różnych pokojach, wpłata 750€ za konsultacje i hura – jest, następnego dnia mamy konsultacje z prof. Kościelniak i z prof. Wirthem.
Potem zakwaterowanie, obiad i ze spokojem wyglądamy następnego dnia. Tego dnia na który czekaliśmy od wielu miesięcy. Julka w dobrej formie, nie widać po niej zmęczenia wielogodzinną podróżą i długim oczekiwaniem – ale ten typ tak ma:)
17 grudnia punktualnie o 10.30 zameldowaliśmy się w Olgahospital. Podobnie jak u nas dużo ludzi i lekki poślizg. Dzieci chorują wszędzie… Około 11.30 wchodzimy do prof. Kościelniak, potem do prof. Wirtha pytamy o wszystko szczegółowo aż nam się lista pytań wyczerpuje. Rozmawiamy i kręcimy z niedowierzaniem głowami. Diagnoza niemieckich lekarzy jest inna! Po badaniu DNA próbek, histopatolog nie potwierdził polskiego rozpoznania. To nie sarcoma synoviale, na który leczymy dziecko od 6 miesięcy!!! Ale inny rodzaj mięsaka – na szczęście protokół leczenia był dobry, więc wierzymy, że krzywdy i szkody dla Julki nie było zbyt wielkiej.
Ale do rzeczy, jasna klarowna i konkretna rozmowa z lekarzami o zakresie operacji. Operacji bardzo skomplikowanej, planowej na około 14 godzin, polegającej na wycięciu 14 cm kości piszczelowej, części kości strzałkowej, wstawieniu endoprotezy stawu kolanowego i przeszczepie mięśni i skóry z pleców Julki. Po usunięciu guz dokładnie badamy. Jak martwy to koniec leczenia, zostaje wielomiesięczna rehabilitacja. Jak wszystko dobrze pójdzie w czerwcu Julka stanie na własnych nogach. Teraz tylko termin 4 tydzień stycznia – super, Julka kończy ostatni cykl 23 grudnia, potem „chowamy ją pod klosz” i tak do operacji, niech się odbudowują wyniki.
O godzinie 17 wychodzimy z kliniki. Dostaliśmy wyczerpujące odpowiedzi na wszystkie pytania. Julka zadowolona, Piotruś i Wojtuś jako tłumacze dali super radę. Jeszcze obiadek i o 18 ruszamy do domu. O 2 w nocy meldujemy się we Wrocławiu, super wszystko się udało.
Rano niech jeszcze tylko przyślą estymacje kosztów i termin zabiegu – jesteśmy tak blisko końca.
Ale rano szok!!! Wycena operacji leczenia Julki w Stuttgarcie, przysłana przez International Unit zwala nas z nóg. Patrzymy i nie wierzymy 99 tys. € płatne do 15 stycznia, a my mamy 42 tys. € – znowu jesteśmy daleko!!!
Kto nam pomoże, kto sfinansuje brakującą kwotę??? Ale nie załamujemy się działamy jeszcze mocniej, prawie nie śpimy.
Zwracamy się do Państwa z ogromnym apelem o pomoc! Do 15 stycznia musimy zebrać brakującą kwotę. Brakuje nam 57 tys. euro konieczne do wykonania operacji ale wciąż wierzymy, że uda się je zebrać. Jesteśmy już przecież tak blisko…………..